Mam na imię Marlena i mam jedną siostrę Weronikę, którą znacie lub też poznaliście z powyższego opisu. Ponoć jestem do niej bardzo wizualnie podobna, ale osobiście uważam, że bardzo się różnimy.
Interesuję się szeroko pojętą architekturą zarówno wnętrz, jak i krajobrazu; kocham mieć kontakt z roślinami oraz krzewami. Praca przy roślinach daje mi bardzo dużo swobody oraz pozwala się wyciszyć. Oprócz architektury bardzo lubię dobrą kuchnię. Moja mama powtarza, że jestem ogromną kombinatorką pod względem przepisów kulinarnych (swoją drogą, nasza mama ma bardzo dobre wyczucie smaku oraz świetnie gotuje).
Z wykształcenia jestem zarówno rolnikiem, jak i geodetą, chociaż z tym drugim jakoś nie było mi po drodze. Nie czułam się dobrze w tym zawodzie. Natomiast rolnictwo daje mi większe pole do działania. Praca w tym sektorze jest ciężka, ale nie jest monotonna. Każdy dzień jest inny i na swój sposób wyjątkowy.
Jestem osobą, która szybko nawiązuje kontakty i również bardzo szybko obdarza zaufaniem, co z perspektywy czasu raczej nie jest dobre. Z opowiadań moich rodziców i racji, że jestem pierwszym dzieckiem rodziców, miałam być chłopcem! Jako Patryk jednak się nie urodziłam, ale za to na drugie imię otrzymałam imię Patrycja. Mała Marlena nie należała do grupy tych najgrzeczniejszych dzieci. Swoje najmłodsze lata pamiętam raczej właśnie z pracy na gospodarstwie. Jest to jednak takie miejsce, które stale wymaga pracy i poświęcenia. Nasze wspólne zabawy nie odbywały się z telefonem lub myszką w ręku, lecz na świeżym powietrzu. Potrafiłyśmy wychodzić z domu rano i wracać wieczorem. Naszymi ulubionymi zabawami były zabawy w dom, sklep, wesele lub wygłupy na sianie w stodole, czy lepienie błotnych gołąbków (za którymi w normalnym wydaniu nie przepadam). Nasze wspólne dzieciństwo było dość trudne ze względu na ciągłą pracę, w tym również w nocy, ale dało nam odczuć wartość pieniędzy, które w realnym świecie nie spadają z nieba, tylko wymagają dużych nakładów pracy. Nasze najmłodsze lata życia były prawie jak szkoła przetrwania.
Z jeszcze innej strony jestem ogromną estetką oraz osobą, która lubi mieć wszystko dopasowane na ostatni guzik. Nie lubię fuszerki, ani niskiej jakości i przepadam za klasykami. Lubię, podobnie jak Werka, tańczyć i słuchać różnorodnej muzyki. Odnośnie upodobań kulinarnych, to uwielbiam czarne oliwki oraz szpinak.
Poza godzinami pracy lubię ładnie wyglądać, a w kwestii figury to nie ćwiczę i nie jestem na diecie. Nie lubię zimna, jestem strasznym zmarzluchem! Może się to wydawać nie do pomyślenia, ale kiedyś obie byłyśmy nieśmiałe (Weronika chyba bardziej). Spędzanie czasu w Internecie, jak widać, sporo zmieniło. Nie chciałabym mieć tatuażu, ale u innych mi się podobają. Jestem nocnym markiem; wolę pracować w nocy, niż wstawać wcześnie rano. Jak byłam mała pisałam wierszyki, które z pewnością nie ujrzą światła dziennego. Trudno przychodzi mi przyznanie się do błędu, ale umiem zmienić coś w moim życiu, jeżeli ma to sens. Nie lubię, jeżeli ktoś mnie poprawia, ale ostatecznie uważam, że nie jestem osobą „naj”. Żyję raczej chwilą, więc nie planuję życia sporo do przodu, ponieważ sama nie wiem, co może przynieść kolejny nowy dzień.